WOJNA W GAZIE
5 min. czytania
Trump wzywa Netanjahu do zakończenia wojny w Strefie Gazy, ale czy Izrael posłucha?
Pomimo wezwań Trumpa do deeskalacji po uwolnieniu izraelsko-amerykańskiego Edana Aleksandra, ofensywa Izraela w Strefie Gazy nasila się, wzbudzając wątpliwości co do wpływu USA i pogarszając kryzys humanitarny Palestyńczyków.
Trump wzywa Netanjahu do zakończenia wojny w Strefie Gazy, ale czy Izrael posłucha?
Prezydent Donald Trump wzywa do zakończenia wojny w Strefie Gazy, ale premier Izraela Benjamin Netanjahu nie wykazuje żadnych oznak zmiany kursu (Reuters). / Reuters
14 maja 2025

W niedawnym oświadczeniu publicznym prezydent USA Donald Trump określił trwającą wojnę w Strefie Gazy jako „brutalny konflikt” i wyraził nadzieję, że uwolnienie izraelsko-amerykańskiego zakładnika Edana Alexandra przez Hamas będzie początkiem jej zakończenia.

„Mam nadzieję, że to pierwszy z tych ostatnich kroków niezbędnych do zakończenia tego brutalnego konfliktu” – powiedział Trump, uznając rolę Kataru i Egiptu w wynegocjowaniu porozumienia.

Alexander, 21-letni izraelski żołnierz pochodzący z New Jersey, był przetrzymywany od ataku Hamasu 7 października 2023 roku. Jego uwolnienie, ułatwione przez Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża i skoordynowane dzięki tymczasowemu wstrzymaniu izraelskich ataków, zostało szeroko uznane za symboliczne zwycięstwo administracji Trumpa.

Pomimo tego rozwoju sytuacji, premier Izraela Benjamin Netanjahu szybko wyjaśnił, że przerwa w walkach była tymczasowa i taktyczna – miała na celu jedynie zapewnienie bezpiecznego powrotu Alexandra. Nie oznaczała ona szerszego zawieszenia broni.

Netanjahu potwierdził, że wojna Izraela w Gazie będzie się nasilać, dopóki Hamas nie zostanie całkowicie rozbrojony.

Ale co to naprawdę oznacza?

Wypowiedź człowieka, który kiedyś udzielał Netanjahu niemal nieograniczonego wsparcia – od przeniesienia ambasady USA do Jerozolimy, przez cięcia funduszy UNRWA, po dostarczanie niszczycielskiej broni – może wydawać się pęknięciem w niegdyś nierozerwalnym sojuszu.

Jednakże dla wielu Palestyńczyków, w tym mojej rodziny, wciąż uwięzionej i głodującej pod oblężeniem w Strefie Gazy, pytanie nie brzmi, co mówi Trump. Chodzi o to, czy cokolwiek się zmieni.

Jak dotąd nie ma na to żadnych wskazówek.

Netanjahu pozostaje nieugięty. Jego rząd kontynuuje rozszerzoną operację wojskową, nadal przesiedlając ponad dwa miliony Palestyńczyków docierając do mniejszych, coraz bardziej niezamieszkalnych stref. Pomoc żywnościowa pozostaje ściśle ograniczona, co oznacza, że głód nie jest skutkiem ubocznym wojny, ale metodą prowadzenia działań wojennych.

To nie jest zachowanie rządu przygotowującego się do zakończenia wojny. To zachowanie kogoś, kto widzi cierpienie jako strategię.

I nie zapominajmy, kim jest Netanjahu. Nie tylko prowadzi on wojnę – walczy o swoje polityczne przetrwanie. Jego krucha koalicja opiera się na skrajnie prawicowych partnerach, którzy postrzegają zniszczenie Strefy Gazy nie jako przypadkowe szkody, ale jako cel. Ustąpienie w jego przypadku, mogłoby oznaczać upadek rządu lub postawienie w stan oskarżenia.

Motywacje Trumpa są tymczasem głęboko podejrzane. Jego niedawna sugestia, że USA mogłyby „odbudować” Gazę, pachnie kolonialną fantazją, gdzie zniszczenie Palestyny staje się okazją inwestycyjną. Jego wezwanie do zakończenia wojny może być mniej związane z pokojem, a bardziej z pozycjonowaniem: dla interesu biznesowego, zagranicznego manewru dyplomatycznego lub wizerunku kampanii przed wizytą w regionie.

Nie wiemy. Ale wiemy jedno – Trump nie troszczy się o nas, Palestyńczyków.

Mimo to nawet symboliczna presja ma znaczenie.

Fakt, że postać taka jak Trump publicznie wyraża zaniepokojenie, sygnalizuje rosnący niepokój w stolicach Zachodu. W miarę jak katastrofa humanitarna w Strefie Gazy pogłębia się, a dowody zbrodni wojennych stają się niezaprzeczalne, nawet najwierniejsi sojusznicy Izraela są zmuszeni do ponownej oceny sytuacji.

Historia się powtarza

Jeśli ta dynamika wydaje się znajoma, to dlatego, że taka jest. Prezydenci USA mają długą historię wyrażania retorycznego zaniepokojenia przy jednoczesnym utrzymywaniu materialnego wsparcia dla reżimów oskarżanych o zbrodnie. Od wsparcia Ronalda Reagana dla Saddama Husajna podczas wojny iracko-irańskiej – nawet gdy używano broni chemicznej – po sprzedaż broni przez Billa Clintona do Egiptu w czasie tłumienia opozycji, postawa Ameryki często priorytetowo traktowała sojusze strategiczne nad prawami człowieka.

Barack Obama, który często mówił o pokoju, nadzorował rekordową pomoc wojskową dla Izraela i zapewniał osłonę dyplomatyczną podczas wcześniejszych ataków na Strefę Gazy w 2012 i 2014 roku. Te wojny również charakteryzowały się nieproporcjonalną siłą i powszechnym cierpieniem cywilów – i zakończyły się bez realnej odpowiedzialności.

Ten wzorzec – publiczne potępienie, prywatne uzbrajanie – to właśnie to, co pozwala liderom takim jak Netanjahu trwać. To nie jest coś nowego. Nie mniej jednak, jego konsekwencje rozgrywają się teraz w czasie rzeczywistym, transmitowane na żywo od Rafah po Ramallah.

Co będzie dalej?

Istnieje kilka prawdopodobnych scenariuszy:

Kontynuacja wojny – najbardziej prawdopodobny scenariusz. Netanjahu nasila wojnę, dążąc do pełnej kontroli nad Strefą Gazy. Uwagi Trumpa przyciągają uwagę mediów, ale nie prowadzą do realnych zmian w polityce. Głód się pogłębia. Ataki o charakterze ludobójczym eskalują. Globalne oburzenie rośnie. Ale Izrael działa dalej bezkarnie.

Częściowe zawieszenie broni – pod presją międzynarodową Izrael zgadza się na tymczasowe lub lokalne przerwy – być może w celu uwolnienia kolejnych zakładników lub umożliwienia ograniczonej pomocy. Ale wysiłki wojenne trwają. Pełna kontrola nad Strefą Gazy staje się kolejnym celem. Chodzi bardziej o gest w charakterze wizerunkowym niż o sprawiedliwość.

Nagła zmiana w USA – najmniej prawdopodobna. Trump (lub szersza administracja USA) mógłby uzależnić lub zawiesić pomoc wojskową, wreszcie wywierając znaczącą presję. Ale jak dotąd nie ma żadnych sygnałów – ani retorycznych, ani realnych – że tak się stanie.

Co więc jest najbardziej prawdopodobne?

Niestety, kontynuacja wojny.

Bo Netanjahu postrzega to jako egzystencjalne – nie dla Izraela, ale dla siebie samego. Co więcej, jest ośmielony przez dekady ciszy Zachodu. Dopóki ta cisza nie zamieni się w konsekwencje, nie ma powodu, by przestać. Słowa Trumpa mogą brzmieć inaczej, ale nie niosą za sobą żadnego zagrożenia. A bez zagrożenia nie ma dźwigni.

Być może pod rosnącym globalnym oburzeniem Izrael zostanie zmuszony do wpuszczenia większej ilości pomocy humanitarnej. Być może zmniejszy intensywność bombardowań. Nie mniej jednak, Stefa Gazy pozostanie pod oblężeniem, a życie Palestyńczyków pozostanie nie do zniesienia – z premedytacją.

Gdyby Trump naprawdę chciał powstrzymać brutalność, mógłby działać. Mógłby zamrozić pomoc wojskową. Mógłby zakończyć osłonę dyplomatyczną. Mógłby przestać uzbrajać reżim, który głodzi cywilów.

Ale dopóki to się nie stanie, Gaza będzie nadal płonąć.

A my, Palestyńczycy – jak moja rodzina – będziemy patrzeć, jak świat debatuje, czy nasze życie jest warte ocalenia.

Rzuć okiem na TRT Global. Podziel się swoją opinią!
Contact us